Uniknąć przepotwornej wojny. W Glasgow
Nie powiem, żeby fakt, że ograliśmy Niemców na Stadionie Narodowym, powodował, że szykuję się na ucztę, w trakcie której pukniemy ich na przystawkę przed Gibraltarem.
Przypominam, że mecz na Narodowym wcale nie był łatwy, a ten będzie dużo trudniejszy.
Martwię się, że przeciwnik się nieprawdopodobnie spręży. Niemcy zdają sobie sprawę z tego, że nie mogą już gubić punków. Boję się, że nie wytrzymamy ich naporu. Ciężko powiedzieć, w jakiej formie jest trzymający naszą obronę Kamil Glik, bo dopiero zaczęły się rozgrywki Serie A. W środku boiska też jest po naszej stronie dużo niepewności. Parę wieczorów z drapaniem się za uchem i po ciemieniu trener Nawałka na pewno ma za sobą.
Boję się porażki. Nie jakiejś wysokiej, bo Niemcy prowadząc powiedzmy dwiema bramkami zamiast zabijać się o trzecią i czwartą będą oszczędzać siły na mecz ze Szkocją. Ale nawet minimalnie przegrany mecz oznacza stratę punktów, a wcale nie możemy ich tak łatwo we Frankfurcie zgubić.
Niby z nożem na gardle tam nie gramy, ale przecież nie wolno twierdzić, że nic się nie stanie, jeśli przegramy. W takim wypadku ciężkie będą chwile do meczu Szkocja – Niemcy, a im lepsza będzie po tym spotkaniu sytuacja Szkotów, tym trudniejsza stanie się nasza. Bo czy ktoś zagwarantuje nam choćby remis w Glasgow?
Gdyby dzisiaj nasi mieli wybierać, gdzie jadą walczyć o awans na Euro – zakładając, że wystarczy remis albo w Niemczech, albo w Szkocji – to sądzę, że zdania byłyby mocno podzielone i nie wiem czy nie okazałoby, że większość jednak chciałaby pojechać po remis do Niemiec. W Glasgow wojna będzie przepotworna, jeśli tylko Szkoci będą mieli jeszcze jakieś szanse. W takiej sytuacji kości będą trzeszczały bez przerwy, co chwilę będzie dochodziło do emocjonujących spięć, które z piłką nożną będą miały niewiele wspólnego.
Namiastkę tego mieliśmy już w Warszawie, gdy Szkoci prawie urwali nogę Robertowi Lewandowskiemu. Zawsze w takiej sytuacji ważne jest, żeby czujny był sędzia. Ten z Warszawy nie był, za faul na „Lewym” powinna być nie tylko czerwona kartka, ale i minimum ze sześć meczów dyskwalifikacji. Co, jeśli podobny rozjemca trafi się w Glasgow i pozwoli Szkotom na jeszcze więcej?
Dlatego liczę, że o swoją szansę powalczymy we Frankurcie. Siądę przed telewizorem z wielką nadzieją i z optymizmem. Zresztą, nie tylko ja. Wyścig o awans do Euro 2016 wygląda dla nas fajnie, na tym etapie eliminacji dawno nie było tak dobrze, jak teraz. Ludzie coraz częściej zaczepiają mnie na ulicy i pytają czy myślę, że zagramy we Francji. Z jednej strony widzę, że bardzo by chcieli, z drugiej, że stresik rośnie, że pewności jeszcze w narodzie cały czas brakuje.
Wydaje mi się, że bardziej uwierzyli w siebie piłkarze. I to mnie bardzo cieszy. Uważam, że ta drużyna zasługuje na poczucie własnej mocy. Zrobiła duży krok ku temu, by poniżej pewnego poziomu już nie schodzić. Choć oczywiście porażki będą jej się zdarzały. Teraz z dużą niepewnością i z równie dużą nadzieją typuję wynik 1:1.
Maciej Szczęsny