Szczęsny: Teściowa nie poprowadzi drużyny gwiazd
Po klęsce Realu Madryt z Barceloną Cristiano Ronaldo miał powiedzieć o Benitezie „albo on, albo ja”. Nikt tego nie potwierdził, za to Florentino Perez powiedział jasno na konferencji prasowej, że trener ma poparcie klubu. Nie słyszałem, żeby po słowach prezesa Ronaldo się spakował. Myślę, że przy Realu i innych wielkich klubach jest dużo dziennikarskiego mieszania. Żeby się dużo działo, żeby był dym.
Benitez ma bardzo trudną sytuację, bo zajmuje eksponowane stanowisko. Jednym z najgłupszych stwierdzeń jest to, że zespół złożony z gwiazd do sukcesów może poprowadzić każdy trener. Legia awansując do Ligi Mistrzów 20 lat temu była zbiorem 15-16 zawodników, z których każdy mógł być powoływany do reprezentacji Polski i każdy miał prawo oczekiwać, że znajdzie się w wyjściowej „jedenastce” i w lidze, i w Lidze Mistrzów. Bardzo doceniam wkład Pawła Janasa w to, jak graliśmy i ile osiągnęliśmy. Nasza zbiorowa moc przejawiająca się w sile sportowej każdego zawodnika mogła się okazać naszą słabością. Mogły się zacząć tarcia, niesnaski, mogło się pojawić poczucie, że jest się traktowanym niesprawiedliwie. A takich problemów w drużynie nie było. Przysłowiowa teściowa takiego zespołu by nie poprowadziła do sukcesów, bo nie zna psychologii sportu, psychologii grupy, nie zasmakowała i radości ze strzelania bramek, i goryczy wynikającej z poczucia drobnego upokorzenia typu „jestem świetny, a siedzę na ławce”.
Trochę łatwiej niż Janas w Legii miał Franciszek Smuda, kiedy prowadził w Lidze Mistrzów Widzew. My wtedy mieliśmy tam paru piłkarzy, którzy z poziomu „niezły piłkarz ligowy” wyskoczyli na poziom „bardzo dobry piłkarz”. Sławomir Majak stał się piłkarzem świetnym z tylko przyzwoitego, Jacek Dembiński wskoczył na poziom gwiazdorski, Radka Michalskiego też tamten sezon wywindował. I tak można powiedzieć o wielu zawodnikach. „Franz” miał łatwiej od Janasa, bo nie musiał sadzać na ławce gwiazd. Legia była zespołem jednak gwiazdorskim jak na tamte czasy, a Smudzie wystarczyło, że nie przeszkadzał. On nie miał problemu z opanowaniem szatni, ambicji zawodników.
Pamiętam mecz ze Steauą w Bukareszcie. Przegraliśmy go tylko dlatego, że jeden z naszych graczy doznał kontuzji i musiał z nią grać do końca. W Widzewie na pewno nie mieliśmy nadmiaru bardzo dobrych zawodników, już nie mówiąc o gwiazdach.
Uważam, że im bardziej gwiazdorska drużyna, tym większą sztuką jest jej prowadzenie. Czyli najtrudniej pracować w Barcelonie, Realu, Bayernie.
Z grona trenerów prowadzących te zespoły od dawna najmocniej obrywa Benitz. Czy on przeszkadza Realowi? Czy narzucając drużynie swoją wizję nie pozwala jej osiągać wyników, na jakie ją stać? Pamiętam, jak w Lidze Mistrzów Real przeciw Paris Saint Germain zagrał bardzo konsekwentnie i skutecznie, choć kompletnie niewidowiskowo i z dużym szczęściem. PSG wyglądało lepiej, ale wygrał Real. Wtedy wydawało się, że Benitez wpoił piłkarzom dyscyplinę, odpowiedzialność. Tak to widziałem – że próbuje wprowadzić rzetelność i liczy na to, że z przodu ma ludzi, którzy w każdej chwili potrafią wyczarować coś z niczego.
Z Barceloną oni nie mogli zrobić nic, bo trafili na niesamowicie dysponowanego rywala. I tak się wykazali, bo przegrali tylko 0:4, a nie 0:9 czy 0:10.
Chłop ma problem, bo jest w miejscu, gdzie oczekiwania są przeolbrzymie, a dostał straszne baty i cały czas coś mu wyrzucają. Ale tak naprawdę wpadkę zaliczył tylko z Barceloną, która dzisiaj każdemu spuściłaby manto. No może Bayern nie przegrałby 0:4, tylko 1:5.
Żartuję. Bayern jest jednak zupełnie innym zespołem jeśli chodzi o mentalność. Bayern wychodząc na treningi i na mecz nawet bez trenera prezentowałby to, co Niemcy zawsze pokazywali – wybieganie, siłę, konsekwencję, szczelność. Najwyżej jechaliby w tempie i z wdziękiem walca i przegrywaliby 0:1 czy 0:2. A z trenerem są tam ludzie, którzy świetnie umieją się posługiwać piłką, są świetni wydolnościowo i nie są tak chimeryczni jak Hiszpanie. Od Bayernu nawet Barcelona jest bardziej chimeryczna. Bo ma czas, kiedy gra w trochę inną grę niż reszta świata, ale też zdarza jej się przegrać 0:4 z Bilbao czy 1:4 z Celtą.
I Bayern ma Guardiolę. On przejął Barcelonę po Rijkaardzie, z którym drużyna przestała wygrywać. Kiedy znów zaczęła, Guardiola słyszał, że każdy by z takim zespołem osiągał sukcesy. Jego osiągnięcia były umniejszane. Jestem przekonany, że najwyższą formą trenerskiego wtajemniczenia jest takie prowadzenie drużyny złożonej z gwiazd, żeby ona wygrywała, żeby była pazerna gry, żeby miała z niej radość i jeszcze żeby przy dawała ją kibicom. Guardiola potrafi całą tę piramidkę zbudować. Jego Barcelonę oglądało się z przyjemnością, teraz fajnie patrzy się na Bayern nie tylko dlatego, że świetny jest w nim Robert Lewandowski.
Maciej Szczęsny