Szczęsny: Polacy wracają jak po seksie bez finału, Fabiański graczem turnieju, a narzekanie na Lewandowskiego to lewizna

szczesny-polacy-wracaja-jak-po-seksie-bez-finalu-fabianski-graczem-turnieju-a-narzekanie-na-lewandowskiego-to-lewizna-sportowyring-com

Po przegranym ćwierćfinale z Portugalią i po całych mistrzostwach Europy w wykonaniu reprezentacji Polski mam o niej do powiedzenia chyba same dobre rzeczy. Nawet jeżeli nie na każdym kroku grali super, świetnie, genialnie, to jestem bardzo zadowolony i z całej drużyny, i z każdego zawodnika z osobna. Każdemu chcę poświęcić kilka słów.

Łukasz Fabiański:

– Mam do niego sentyment, ale postaram się być bardzo trzeźwy i chłodny w jego ocenie. Dla mnie to najlepszy piłkarz Polski w Euro 2016, a – co się jeszcze zmieni, bo będą tacy zawodnicy, którzy zagrają siedem meczów, a on zagrał tylko cztery – nawet najlepszy gracz całego turnieju. Staram się postawić w pozycji np. Greka, czyli kibica, który nie ma na Euro swojej drużyny, a chodzi na wszystkie mecze, patrzy, kto jak gra, jaki ma wpływ na wynik zespołu.

Kamil Glik:

– Jeżeli ktoś jest obcokrajowcem, wcale nie 38-letnim, wcale nie od zawsze grającym w jednym klubie i jest kapitanem drużyny ligowej we Włoszech, to jest jasne, że jest świetny. Na pewno ma braki. W wyprowadzeniu piłki, w grze kombinacyjnej. Ale to, co było potrzebne tej konkretnej drużynie zrobił w 200 procentach.

Michał Pazdan:

– To co było trzeba zrobił w 300 procentach. Śmieję się, że to Wincenty Pstrowski – 300 proc. normy. Jak nie starczało umiejętności, jak był spóźniony, źle ustawiony, to ryzykował. Jak wtedy, kiedy z Portugalią rzucił się szczupakiem, ryzykując, że strzeli samobója. I dzięki temu zaburzył sytuację, którą normalnie Cristiano Ronaldo by wykorzystał. A tak piłka przeszła Pazdanowi po potylicy, a Ronaldo przepuścił ją między nogami, zamiast strzelić.

Łukasz Piszczek:

– Miewał przed Euro dolegliwości, nie jest już najmłodszy, dłużej się regeneruje, ale to pan profesor. Był zawsze tam, gdzie trzeba było bronić i nadspodziewanie często tam, gdzie atakowaliśmy. Zawsze dobrze ustawiony, zawsze dokonywał dobrych wyborów. Nawet gdy dośrodkowywał, a ktoś mu tę wrzutkę zablokował. Należało próbować, a że się czasem nie udało? Trudno, bywa, że ktoś przeczytał zamiary, że w akcie desperacji pojechał na dupie cztery metry i wstawił „sztachetę”. Ale należało robić to, co robił. Jestem dla niego pełen podziwu.

Artur Jędrzejczyk:

– Facet wykorzystywał wszystkie swoje możliwości fizyczne, które okazują się nadspodziewanie duże. Wybitnie często z przodu, bardzo produktywny, napędzający akcje. Facet prawonożny, a grał na lewej obronie. Trzeba przyznać, że to ma znaczenie, kiedy się go ocenia. Gdyby miał obie nogi dobre, to na pewno byłoby lepiej, ale i tak dał drużynie więcej niż można było oczekiwać w najśmielszych snach.

Jakub Błaszczykowski:

– Zagrał fantastycznie w każdej minucie, jaką spędził na boisku. Facet narodzony na nowo, co jest wybitnie trudne. Trochę stracił zaufanie kibiców, teraz je odzyskał. A psychologiczny paradoks polega na tym, że niestrzelony karny z Portugalią wzbudza jeszcze więcej sympatii, chęć niesienia mu otuchy, zaburza obiektywizm. Ale mam to w nosie. Superklasa i koniec. Patrząc z perspektywy kibica włoskiego pytam, dlaczego nie grał w Fiorentinie. A z pozycji kibica niemieckiego pytam Thomasa Tuchela i Borussię: co wy z nim zrobicie? Być może Kuba nie jest jak Cristiano Ronaldo, którego widać zawsze i wszędzie, ale za to doskonale wybiera rozwiązania taktycznie. Wie, kiedy podać, przyspieszyć akcję, napędzić, kiedy zastawić piłkę, dać się sfaulować. Zawsze najlepiej wiedział, co zrobić. Nie zdarzało się, żeby kibicujący widząc Kubę przy piłce myślał: „graj na prawo, graj na prawo”, a on zagrał do tyłu albo kiedy już zagrał, to przyznawało mu się rację, mówiąc „wirtuoz”. Imponował. Pod każdym względem, także fizycznym.

Grzegorz Krychowiak:

– W sumie świetny, ale w meczu z Portugalią ciutkę za bardzo wyluzowany, ciutkę zbyt pewny siebie. Parokrotnie zdarzyło się, że był tak swobodny, że stracił czujność, zza pleców rywale wyłuskali mu piłkę. Uwielbiam ludzi, którzy mają wielką klasę sportową i nie tylko i zdają sobie z tego sprawę, umieją z tego korzystać, np. działa to na nich uspokajająco. Tylko żeby nie usypiało.

Krzysztof Mączyński:

– Jak na przerwę, jaką miał przed turniejem – mistrz świata. Drobne braki w kreacji, po Szwajcarii niestety zmęczony i od 60. minuty z Portugalią za daleko od pola karnego przeciwnika, od 64. – za blisko linii środkowej boiska, od 68.-70. – za daleko od linii środkowej, bo już wyłącznie na naszej połowie, od 75. – za blisko linii naszego pola karnego, bo już był chwilami w linii ze stoperami. To nie tak ma wyglądać.

Kamil Grosicki:

– Generalnie super, z Portugalią od początku drugiej połowy słabiej i z minuty na minutę coraz słabiej. Jak ma siłę, jak nasi chcą zaskoczyć przeciwnika i mają powiedziane „próbujemy podjąć ryzyko”, to potrafi się fantastycznie zachować. Bardzo dobry, ale trudy turnieju dały mu się we znaki. Na pewno przez kontuzję, jaką odniósł tuż przed mistrzostwami. Takie sygnały trener musi lepiej czytać.

Robert Lewandowski:

– Wszystkie słowa krytyki pod adresem „Lewego” to lewizna. Nie przyjmuję, bagatelizuję, mam to w nosie. Żałuję, że ci, którzy potrafili mu wytykać, że nie strzela bramek, nie byli tak uważni i tak czujni, żeby liczyć faule na nim, że nie skatalogowali charakteru tych fauli. Co innego, jak dostaje piłkę 30 metrów od bramki przeciwnika, z kimś się przepycha i ktoś go poskrobie, a co innego, gdy jako koło ratunkowe wraca na naszą połowę, żeby odciążyć defensywę, wziąć piłkę, a klient biegnie za nim 30 metrów i go napieprza. Takie sytuacje to skandal, to są faule absolutnie celowe, jak się grało w piłkę, to się to wie. Ci, którzy go krytykowali za to, że nie strzelał, niech obejrzą jeszcze raz mecze i odpowiedzą, jak i czym miał to robić, skoro był poniewierany. Warto zauważyć, że ze złości machał rękami tylko po takich chamskich, celowych faulach. A tam, gdzie się walczy o piłkę i jest normalne, że obrońca cię nie puści, to wstawał, podawał rękę i grał dalej.

Portugalii strzelił rewelacyjnego gola. Zrobił to z wielką swobodą. Dostawiał „pasówkę”, ale wiedział, że jak dostawi ją idealnie, to trafi w obrońcę. Dlatego pozwolił piłce przelecieć i trafił ją piętą. Dzięki temu skontrował piłkę, ona nabrała rotacji i omijała obrońcę.

Arkadiusz Milik:

– Momentami za bardzo chciał pokazać, że w tej reprezentacji jest nie tylko „Lewy”. Za bardzo napięty. Z jednej strony walczył o to, żeby nie być tym wiecznie drugim, wysyłał sygnał: „tylko miej kontuzję, tylko nie zagraj w którymś meczu, to zobaczysz, kto jest pierwszy”, a z drugiej strony wiedział, że go ludzie oglądają i że to być może jego życiowa szansa. Chwilami za dużo grał pod siebie. Zwłaszcza z Portugalią miał sytuację, w której musiał zagrać w uliczkę do Lewandowskiego, a nie zagrał. Musiał to widzieć, ale nie chciał. Gdyby dał takie podanie, to po bramce „Lewego” na 2:1 mówilibyśmy, że Milik jest artystą, a gdyby „Lewy” nie strzelił, to zaczęlibyśmy gadać o tym, co jest wart „Lewy”.

Bartosz Kapustka:

– Jedyny rezerwowy, który trochę pograł. Jak są zdolni chłopcy, którzy chcą się uczyć, chcą zbierać doświadczenia i od kolegów, i od rywali, i od losu, to niechby im była dana taka szansa. Nawet gdybyśmy w półfinale przegrali z Belgią czy Walią 0:3, choć nie sądzę, to taki Kapustka zebrałby kolejne doświadczenia, pobrałby kolejną naukę. Bo na półfinał poszliby wszyscy i z wiarą, i z trochę spętanymi nożkami. Wygrasz, to jako finalista jesteś bohaterem narodowym. Przegrasz finał – wszyscy nad tobą płaczą, wygrasz finał – jedziesz na 12-miesięczne wakacje mentalne. W przypadku batów w półfinale trzeba by się było zastanowić, czego jeszcze brakuje. Takiego doświadczenia nie zebraliśmy, nie przegraliśmy meczu. A gdybyśmy dalej pozostawali niepokonani, gdybyśmy półfinał wygrali np. 2:0, to przecież też świetnie. Hazard, Bale? Przyszłaby pewność, że nie piją innego mleka. To by było piękne. A tak to trochę nasi wracają po seksie bez finału.

Adam Nawałka:

– Jeśli mam jakieś pretensje do trenera, z bardzo wyraźnym zaznaczeniem „jeśli mam”, to o to, że zadeklarował, że będzie robił zmiany tylko w razie wyższej konieczności i trzymał się tego, jak pijany płotu. Błędem było to, że w regulaminowym czasie gry ze Szwajcarią w 1/8 finału nie wprowadził nikogo z ławki i doprowadził Mączyńskiego do fatalnego stanu. No dobrze, pozwolił Mączyńskiemu samemu doprowadzić się do takiego stanu, bo przecież Nawałka nie strzelał do Mączyńskiego z ckm-u, a ten nie musiał tańczyć i uciekać. Ale że pozwolił mu dojść do takiego stanu jest błędem i taktycznym w czasie meczu, i błędem z zakresu taktyki prowadzenia zespołu na turnieju. Nie pokazał zawodnikom rezerwowym, którzy palili się do gry, że są dużo warci. Teraz dla Adama Nawałki największym wyzwaniem zawodowym, intelektualnym będzie sprawienie, by jak najszybciej udowodnić, że nie mamy do gry 12, tylko 16-17 ludzi. Moim zdaniem mamy. Trudno wystawiać same rezerwy w jakimś meczu towarzyskim, bo rezerwowi będą wtedy jeszcze mocniej czuli, że są zaszeregowani na niższej półce. Stworzenie sobie wachlarza możliwości to wielkie wyzwanie dla trenera. Musi doprowadzić do sytuacji, w której zmiany robi, bo ma kaprys, bo uważa, że warto, ale nie tylko w stanie wyższej konieczności. Musi zrobić tak, żeby kiedyś móc zmienić np. w 30. minucie, bo widzi, że komuś nie idzie, a na ławce ma gościa, który usprawni grę. Albo że wprowadza w 82. minucie gościa, który coś da, odmieni mecz, a nie załata dziury. Szkoda, że Jodłowiec wchodził dopiero wtedy, kiedy Mączyńskiemu groził już paraliż, że z Portugalią Kapustka za „Grosika” wszedł z 15 minut później niż powinien. Może też szkoda, że trener nie wpuścił Stępińskiego. Przydałby się taki wszędobylski łobuz, ktoś, kogo nie znają, kto by zaskoczył swoją szybkością, kto zagrałby i głową, i barkiem.

Ale żeby było jasne – dla mnie Nawałka wykonał wielką robotę, za którą nie wziął się żaden inny trener. Każdemu z osobna pokazał jego słabe i mocne strony. Szybko zdiagnozował, że największą słabością tej reprezentacji jest brak więzi między chłopakami. Używał przeróżnych metod. Np. dwa lata temu wziął zespół do tunelu aerodynamicznego. Nie pozwolił na to, żeby jeden latał, a reszta dłubała sobie w zębach czy telefonach. Jeden latał, a reszta siedziała i obserwowała. Wszyscy widzieli, jak każdy reaguje w zupełnie nowej sytuacji. Dopiero co byłem w takim tunelu, gwarantuję, że nie jest prosto. Jestem wyluzowanym człowiekiem, potrafię się położyć na wodzie, potrafiłem i na tym powietrzu. A i tak dwa razy tak trzasnąłem żebrami o kraty, że naprawdę zabolało. To wynikało z braku umiejętności. I na pewno z kadrą było tak, że jedni próbowali się nauczyć, inni nie, że jedni łapali doświadczenia, inni nie. Wszyscy widzieli, jakie kto ma zaufanie do siebie, do instruktora, czy jest skłonny np. spadać z trzech metrów i pieprznąć na tę kratę, chce się popisać, wykazać, czy nie. To niuanse, drobiazgi, ale każdy zaznał tego stanu i każdy patrzył na każdego. Albo weźmy głupawą zabawę ice bucket challenge. W tym też reprezentacja wzięła udział. Z ogromnej koparki wylano na drużynę lodowatą wodę. W upał. Nawet jak się na to popatrzy, to widać, jak różnie ludzie reagują. Każdy wiedział, co go czeka, każdy skakał do morza, do zimnego basenu, nie było takiego, który nie wiedział, czego się spodziewać. Część się spięła i postanowiła przyjąć, część się rozluźniła i postanowiła przyjąć, a część przyjęła, ale spieprzyła. Drobiazgi, ale później warto zobaczyć, kto jak się zachował. Takimi drobiazgami Nawałka budował zespół. I zaufaniem, bo wymagając od tych facetów tyrki pozwalał im też odpocząć, a oni bawiąc się razem zbliżali się do siebie, poprawiali swoje relacje. Kino, pizza – wszystko jedno jakich metod używał – zrobił rewelacyjną robotę, świetnie wszystkim zarządzał. Nie twierdzę, że to wirtuoz, że nauczy grać w piłkę kogoś, kto ma braki z podstawowego szkolenia. Nie widzę w nim odrobiny szaleństwa, szkoda, że na coś takiego go nie stać, bo w tym od czasu do czasu jest metoda. Ale wcale się nie dziwię, że PZPN chce tego trenera zatrzymać.

Maciej Szczęsny