Szczęsny: Piłka w Chinach? Tortura, mimo wielkich pieniędzy

szczesny-pilka-w-chinach-tortura-mimo-wielkich-pieniedzy-sportowyring-com

Dopiero kilka dni temu wielkie zakupy skończyły kluby ligi chińskiej. Obserwując ich aktywność myślałem o amerykańskiej lidze MLS, która przytuliła już niejednego dobrego piłkarza. Choć raczej na emeryturę, a nie tak szybko jak Chińczycy. Mimo to nie wydaje mi się, żeby liga chińska stała się potęgą tak szybko, by zagrał w niej jeszcze np. Robert Lewandowski. Oczywiście gdyby chciał przeżyć przygodę, przez dwa lata pożyć w innej kulturze, to możliwość jest. Ale dla takich zawodników jak on względy finansowe jednak nie będę miały wielkiego znaczenia.

Mówi się, że Chińczycy płacą brudnymi pieniędzmi, ale dla światka piłkarskiego nie ma to wielkiego znaczenia, ważne, żeby płacili terminowo, a z tym nie ma problemu. Na pewno olbrzymimi pieniędzmi kuszą, ale taki Andrij Jarmołenko 12 mln euro rocznie nie chciał, klub też odrzucił propozycję, choć w sumie zarobiłby na transferze 50 milionów. Myślę, że największym nie będzie się chciało wyjeżdżać, bo to się wiąże ze zmianą kultury, obyczajów, diety itd. Oczywiście jak ktoś zarabia milion euro np. w Serie A, a do Chin może pojechać za dwa miliony, to pojedzie. I jest to dla mnie zrozumiałe. Ale jak ktoś ma w Europie osiem milionów, a jechać miałby za 11, to nie pojedzie. Chyba że w perspektywie ma 34. rok życia, 17. rok zawodowego grania w piłkę i obniżenie kontraktu z ośmiu milionów do pięciu, a dobry agent u Chińczyków z 11 wytarguje mu 13 milionów. Wtedy pojedzie, na emeryturę, żeby być wzorem, pomnikiem.

Tak to wygląda dzisiaj, a jak będzie za 10 czy 20 lat? Nie wiemy czy Chińczycy będą mieli wielką kasę przez tyle czasu. To kwestia budowy wizerunku ligi. Takiego, który chociaż dorównywałby wizerunkowi ligi tureckiej. Swego czasu rząd Turcji wprowadził bardzo fajne regulacje podatkowe, żeby ruszyć sport, a głównie piłkę. Nieźle się to udało, chętni byli wszyscy w najwyższej i drugiej lidze, ale do europejskiej czołówki dołączyć zdołały tylko ze trzy ekipy. I dzisiaj tylko te kluby mogą sobie pozwolić na ściągnięcie graczy formatu Robina van Persiego, który do Fenerbahce poszedł za duży konkret. Jeżeli Turcy po 20 latach ulg podatkowych i rożnego rodzaju preferencji dla tych, którzy wspierają sport, mają dzisiaj taki stan, to trudno wróżyć, co będzie w Chinach. Poza tym jeżeli do Turcji trudno wyjechać Francuzowi, Anglikowi, Holendrowi i przetrwać, w należytym stopniu się zasymilować, funkcjonować wśród ludzi, to jak trudno jest się odnaleźć w Chinach?

Znam parę relacji na ten temat, Marek Zając i Andrzej Strejlau opowiadali mi, że bez względu na to ile ci płacą, lekko nie jest. A mówiąc wprost, mimo pieniędzy, jest to tortura. Gdyby zwykłemu człowiekowi powiedzieli: „dajemy panu 50 milionów euro za to, że najbliższe 10 lat spędzi pan w Chinach i jest nam wszystko jedno, czy pan pracuje na zmywaku, czy uczy się pan syczuańskiego i będzie pan pisał w prasie, czy pan będzie próbował być kompozytorem”, to taki człowiek powie „biorę to” i pożyje naprawdę dobrze, odczuje najwyżej drobne niedogodności. Ale piłkarz, który tam dostanie taką kasę, nie będzie miał życia. Piłkarz czy trener żyją tylko piłką, są odcięci od normalnego świata, skoszarowani w jakimś ośrodku na wsi 260 km od granic Szanghaju i ten ośrodek opuszczają tylko po to, żeby latać na mecze po ogromnym kraju. Czyli non stop trwa zgrupowanie, nie jest tak, że mieszka się w domach i dojeżdża na treningi. Rodzaj funkcjonowania jest taki, że kasę się zarabia, ale cały czas nie ma się z niej korzyści, jest się tylko pioneczkiem w machinie. Przez miesiąc, dwa, trzy można sobie mówić, że się da radę, ale później człowiek czuje, że nie da rady. Bo trwa, trwa, trwa, ale z kasy nic nie ma. Pojawia się więc frustracja. Bo niby ten piłkarz jest gwiazdą, którą każdy chce spotkać, niby zarabia wielkie pieniądze, ale może najwyżej kupić żonie kolczyki, a sam nawet nie może pójść się wina napić.

Żartując powiem, że gdyby chcieli mnie zatrudnić jako trenera bramkarzy i zapłacić mi pięć milionów euro rocznie, to ja bym trud takiego życia zniósł. Przynajmniej przez pięć lat. Ale liga gwiazd w Chinach? Myślę, że wątpię – jak mawiają Anglicy.

Proponowana kwota 100 milionów euro dla Wayne’a Rooneya za trzy lata gry robi olbrzymie wrażenie. Tylko nie wierzę, że tam się stworzą warunki, by każdy z 16 zespołów był w stanie tyle płacić kilku takim asom. Przecież tu trzeba by było sprowadzić prawie setkę gwiazd. Na pewno jeden czy drugi Rooney tam pojedzie, zwłaszcza, że 100 milionów zarobi na boisku, a trzy raz więcej na tamtejszym, ogromnym rynku reklamowym. Zwłaszcza gwiazda z popularnej w Azji ligi angielskiej. Jednak jasne jest, że ten rynek przyjmie najwyżej trzech-czterech takich piłkarzy i nimi się nasyci. Również z tego względu ligi gwiazd w Chinach nie będzie. Chińczycy mogą się ewentualnie doprowadzić do stanu dzisiejszej MLS, przy czym będzie to jednak bardziej lukratywne dla tych, którzy się tam dostaną.

Maciej Szczęsny