Szczęsny: Nie oderwę się od Arsenal – Barcelona. Lokomotywa „Lewy” z odtworzenia
Najlepsze w 1/8 finału Ligi Mistrzów przed nami. Na razie wielkich emocji nie dostaliśmy. Roma przegrała z Realem 0:2 i choć sędzia powinien przyznać jej jeden rzut karny, a może nawet dwa, to i tak przed rewanżem sytuacja byłaby raczej jasna. Roma jest klubem z europejskiej czołówki, ale jednak nie z absolutnego topu, dlatego gra w niej kilku piłkarzy takich, o których powiedziałbym, że nie zasługują nie miejsce w szerokiej kadrze, a może nawet na karnet na trybuny. Antonio Ruediger musi swoimi zagraniami denerwować całą grupę, bo zwyczajnie niweczy trud kolegów.
Luciano Spalletti jest dobrym trenerem, podoba mi się jak mówi. Robi to z przekonaniem i choć nie znam języka włoskiego, to widzę, że facet mówi płynnie, spokojnie, bardzo męskim, niskim, radiowym, dobrym głosem. Gdyby to żadnej ze stron nie dotykało, to powiedziałbym, że jest lepszy niż pani Czubówna. Żart, ale już całkiem poważnie można o obojgu powiedzieć, że to właściwi ludzie na właściwym miejscu. Jestem przekonany, że głos i sposób artykulacji trenera robi wrażenie na piłkarzach Romy. Wydaje mi się, że po jego przyjściu oni się wzięli w garść, ale jeszcze widzę rezerwy w pracowitości. Nie na tyle olbrzymie, żeby się spodziewać cudów w rewanżu, ale zlekceważyć ich Real nie może, bo jeśli to zrobi, będzie miał problem.
Siły Realu nie umiem ocenić na tyle, żeby oszacować jego szanse na wygranie Ligi Mistrzów. „Królewscy” nie wyglądali szczególnie, ale też na pewno nie grali na sto procent, bo nie było takiej potrzeby. Im też zmiana trenera wyszła na dobre, ale inne wnioski trzeba by wyciągnąć, wiedząc, że ludzie Zidane’a wygrali w Rzymie grając na 90 procent, a inne, wiedząc, że tylko na 65 procent swoich możliwości.
W drugiej z mocnych par 1/8 finału, która już rozegrała pierwszy mecz trzymam kciuki za PSG. Chelsea nie lubię, bo jest jak kiedyś Niemcy, czyli gra nudno i wygrywa 1:0. Ale po meczu w Paryżu byłem troszeczkę rozczarowany PSG, a Chelsea mi się wyjątkowo podobała. Przestała być superkunktatorska, zimna, wyrachowana. Być może przez dziury kadrowe. Może trener wiedział, że na 0:0 się nie przetrwa i uznał, że trzeba trochę zaryzykować. Wynik 2:1 dla Paryża powoduje, że drugi mecz będzie bardzo emocjonujący, myślę, że może się dużo zmieniać i może paść nawet z pięć bramek. W którą stronę będzie 3:2? Nie wiem, ale mam nadzieję, że będzie widowiskowo. I moje sympatie się nie zmieniły, awansu życzę PSG. Choć gdyby w ćwierćfinale znalazła się Chelsea, to cieszyłbym się ze względu na Courtois. Uważam, że on jest wybitnym bramkarzem, zawsze będę za niego trzymał kciuki, bo zaimponował mi już jako szalenie młody facet w Atletico. Ma wielki spokój, wspaniałą sprawność, w Chelsea okazał się bezkonkurencyjny, wygryzł Petra Cecha, czego kompletnie sobie nie wyobrażałem. Czyli różnica między nimi musiała być kolosalna. I oglądając ligę angielską tę różnicę widzę. Belg jest wielkim facetem, a refleks ma genialny, jest bardzo sprawny i niezwykle szybki, co nie jest domeną wielkoludów. Do tego ma olbrzymi spokój, wytrzymuje presję. Kiedy mu idzie, to nie kreuje się na Boga, a jak mu nie idzie, to potrafi się cudownie ogarnąć, nie widać w nim sztywności. Ma dopiero 23 lata, jak na mężczyznę to dopiero wiek krzepnięcia, a on jako sportowiec poddany megapresji superspokojny jest już od dawna.
Wspomniany Cech za chwilę może się okazać bezradny. Mam wrażenie, że przed dwumeczem Arsenal – Barcelona wszystko jest jasne. Choć nie spodziewam się, że z Arsenalem Barca sobie pozwoli na takie wykonanie karnego, jak niedawno, chyba że będzie już prowadziła 3:0. Myślę, że Arsenal wet za wet z nimi nie zagra. Spodziewam się, że spróbuje grać dużo w środku boiska, wystawi od początku Walcotta i będzie próbował robić wszystko, żeby jednym dłuższym podaniem ze środka go uruchomić. Czarować, czarować, wymieniać mnóstwo podań w środku boiska, a nie pod polem karnym Barcelony i próbować dogrania – takiej taktyki „Kanonierów” się spodziewam. Pod bramką Barcy raczej nie będą rozgrywać, bo gdyby tam tracili piłki, to przestrzenie byłyby wielkie i każda kontra Barcelony byłaby groźna. Ze środka boiska do bramki jest bliżej, więc teoretycznie gorzej tracić piłkę na środku, ale faktycznie przestrzenie są wtedy mniejsze i twój kolega jest na tyle blisko, że zawsze może spróbować wybić piłkę albo sfaulować. Jak nie będzie żarło, to pewnie na 25 minut przed końcem wprowadzą faceta, który ma ostatnio trochę szczęścia, czyli Welbecka. I wtedy na niego, na Giroud, na Mertesackera, na Koscielnego będą próbowali zagrać ze stałych fragmentów gry. Walcott jest szybki, jego od czasu do czasu będzie trzeba przewrócić, więc stałe fragmenty będą. Podsumowując: jeśli Arsenal będzie w świetnej formie, w supernastroju i będzie miał dużo fartu, to możemy zobaczyć w miarę wyrównany mecz. Ale ciężko mi w to uwierzyć. Tyle dobrego, że będę oglądał dwa zespoły, którym kibicuję.
Mimo że o tej samej porze będzie się odbywał mecz Juventusu z Bayernem, to nie mam dylematu, które spotkanie wybrać. Juve z Bayernem będę sobie mógł później odtworzyć, jeżeli ze skrótów wyjdzie na to, że warto. Od Arsenalu z Barceloną nie oderwę się nawet na sekundę. Nie bardzo wierzę, żeby się Juve oparło. Grają ostatnio świetnie, wyszli zza pleców kilku zespołów i są liderem Serie A, maszyna pracuje bardzo prawidłowo. Ale to tylko bardzo przyzwoita maszyna. A Bayern to supermaszyna, nad którą pracują jubilerzy. Zwłaszcza nad jednym trybem tej maszyny, czyli Robertem Lewandowskim. O „Lewym” już chyba nawet nie można powiedzieć, że osiągnął kolejny szczyt formy. Gość się niesamowicie wyluzował. Przez lata robił postępy dzięki analizie i ogromnej pracy, a teraz jest na takim poziomie, na którym tak naprawdę mógłby już – brzydko mówiąc – dłubać w nosie, a i tak sypałoby mu się z rękawa. Z nim jest tak jak z Messim. Obaj pracowali tak ciężko, że doszli na szczyt. I na Messiego, i na „Lewego” w co trzecim meczu polują, a „uciąć” nie potrafią ani jednego, ani drugiego. Po Robercie widzę, że nawet jak ktoś chce mu przypieprzyć, to Robert pierwszy zrobi taki ruch zastawiający, że gościu się tak nadziewa, że będzie to pamiętać przynajmniej do końca swoich dni z piłką, że już zawsze będzie mógł opowiadać „chciałem przypierzyć Lewandowskiemu, ale się odbiłem jak od lokomotywy”. Rozpływam się nad chłopem i tylko się o jedno modlę – żeby mu zdrowia starczyło aż do Euro 2016. Przecież on jest na szczycie i ma dzisiaj ten luz, bo przez lata na to tyrał. Ciężką, fizyczną pracę po nim widać, jemu zdrowie się należy jak psu buda i miska zupy. Ale my nie wiemy czy czasem „Lewy” nie pracuje ponad siły. Wielkiej roboty nie można wykonywać w nieskończoność. Jemu teraz się jeszcze nic nie wyczerpie, na Juve jest bez wątpienia gotowy. Ale co będzie z Euro? Oby tylko nie zdarzyło się, że wtedy ktoś mu wreszcie przyrżnie i że będzie go to kosztowało kilka miesięcy przerwy. Oczywiście on i tak by wrócił, bez względu na wszystko będzie jeszcze przez kilka lat grał w piłkę na najwyższym poziomie.
Maciej Szczęsny
-
http://www.sportfejm.pl sportfejm