Szczęsny: najlepiej trafił Kapustka
Z przyjemnością śledzę występy Polaków w ich nowych klubach. Wygląda na to, że genialnie trafił Arek Milik, ale powiem przewrotnie – jestem zdania, że najlepiej trafił Bartek Kapustka.
On znalazł się w Leicester, czyli w odpowiednim klubie i w odpowiednim momencie. Tam się bardzo ciężko pracuje, ale w tym zespole jest bardzo dobra atmosfera, tam się docenia starania ludzi i nie ma takiej konkurencji, żeby absolutnie niemożliwym było zobaczenie naszego zawodnika np. w 12 meczach Premier League w tym sezonie. Kapustka naprawdę może w sześciu zagrać po 30, a w sześciu po 70 minut. Wiem, że teraz nie mieści się na ławce rezerwowych, ale rozgrywki są długie, nie ma w nich przerwy, wcześniej czy później każdy dostanie szansę, Bartek też. A on nie rywalizuje z wirtuozami. Ze względu na miejsce, wiek, oczekiwania, jakie są względem niego, Kapustka ma świetną sytuację. Przecież od niego nikt nie wymaga, żeby zaraz poprowadził swoją drużynę do mistrzostwa. Sądzę, że trafił świetnie.
Oczywiście będąc na miejscu Milika czy Kamila Glika też nie czułbym się pokrzywdzony, ale oni natychmiast zderzają się z największymi oczekiwaniami. Kapustka może śnić swój sen i jeżeli tylko nie będzie spał zbyt długo, a właściwie jeśli będzie właśnie spał we właściwych porach, to dlaczego ten sen nie ma być coraz bardziej kolorowy?
Lato dla polskich piłkarzy było świetne. Po Euro 2016 wielu zmieniło kluby za wielkie pieniądze. Może Grzegorz Krychowiak na razie nie wygląda najlepiej, bo w Paris Saint Germain początkowo nie grał, ale przecież Unai Emery wziął go tam z jakiegoś powodu. Świetnie się znają, trener będzie na Polaka stawiał. Teraz chłop jest jeszcze wymęczony, bo ciężko tyrał, jego gra w Sevilli polegała przecież na orce. Jego czas za chwilę nastanie.
Nie ma takiego piłkarza, o którego musielibyśmy się po transferze martwić, spodziewać się, że na trzy lata usiądzie na ławce rezerwowych i stracimy go dla reprezentacji. Niezwykle fajnie się wszystko poskładało. Grupa osiągnęła dość dużo, wyrobiła sobie sympatię, wiarę i szacunek u kibiców, a później wielu z tej grupy doznało transferowego szczęścia, wielu spełniło swoje najskrytsze marzenia. Oni teraz w dobrych nastrojach mogą się spotykać w kadrze, w dobrych nastrojach wracać do klubów i dalej się rozwijać. Tu mogą następować sprzężenia zwrotne. Kadra dała im dużo, poszli do dobrych klubów, te kluby dają im dużo, oni znowu coś fajnego mogą zrobić z kadrą. Ich ambicje będą stale wysokie, ich wiara w siebie będzie stale duża. Nie będą zasypiać gruszek w popiele, będą chcieli wykorzystać swój czas jak najlepiej. Jadąc na kadrę na pewno nie myślą „o matko, z fajnego klubu muszę jechać na reprezentację”, a wyjeżdżając z jej zgrupowania też nie myślą „było fajnie, a teraz znów muszę wracać do tej orki na ugorze w klubie”. Większość z nich może się bez przerwy napędzać. Mają czym.
O kwotach, za jakie nasi pozmieniali kluby, chyba nawet nie ma sensu rozmawiać. Zieliński do Napoli za 22 mln euro? Dziwiłem się, już kiedy mówiono, że pójdzie za 12 do Liverpoolu. Świat zwariował. Konkretnie w kontekście Zielińskiego nawet nie ma co o tym mówić. Kompletne wariactwo ogarnęło wszystkich. Ja tylko kombinuję, jak to się ma biznesowo przekładać. Rozumiem, że jak Beckham, Ronaldo czy Bale przechodzili z klubów do klubów, to było wiadomo, że wielkie kwoty transferowe zostaną odrobione w dwa miesiące na sprzedaży koszulek i na meczach towarzyskich, które się zagra z tą nową gwiazdą w składzie. Natomiast jak się zwraca np. Oezil kupiony przez Arsenal za ponad 40 mln funtów? Już w takim przypadku mam wątpliwości, a co mówić o transferach dużo mniej znanych zawodników? Świat zwariował. To pewne.
Maciej Szczęsny