Nie wierzę, że możemy nie awansować
Było jasne, że w Glasgow stoczymy ze Szkotami straszną wojnę. Teraz kluczową sprawą jest to, w jakim stanie z niej wyjdziemy. Na pewno nasi zawodnicy nadal mają przekonanie o własnych umiejętnościach, wciąż cieszą się też zaufaniem ze strony kibiców.
Sytuację komplikuje nam zwycięstwo Irlandii nad Niemcami. Umówmy się, że 11 października ubiegłego roku żaden rywal z grupy D nie wróżył nam kompletu punktów w meczu z Niemcami. Raczej wszyscy byli przekonani, że zostaniemy z trzema punktami, jakie mieliśmy wtedy za zwycięstwo 7:0 z Gibraltarem. Teraz Irole przeżyli swoją wielką chwilę, po takim zwycięstwie na pewno będą dla nas trudnym rywalem.
Szkoda, że w Dublinie stało się to, czego się obawiałem. Myślałem, że jeśli u nas po porażce we Frankfurcie piano z zachwytu, jeśli twierdzono, że zagraliśmy świetny mecz, to Niemcy muszą być zadowoleni jeszcze bardziej. To nieprawda, że byliśmy blisko remisu, gdybyśmy tam trafili na 2:2, byłby to wynik, na jaki nie zasłużyliśmy. 3:1 było sprawiedliwe, mecz był dla nas dobry, ale zupełnie jasne było, kto rządził, kto rozdawał karty. Po takim spotkaniu i po zwycięstwie nad Szkotami w Glasgow Niemcy mogli się uspokoić, bo ze swojego kryzysiku się dźwignęli, znów zaczęli grać bardzo fajnie i awansu do Euro już wtedy byli właściwie pewni. Dlatego czułem, że w Dublinie mogą zagrać na remisik, a Irole nie mając nic do stracenia mogą sytuację wykorzystać.
Nam przez to sytuacja trochę się skomplikowała, ale i tak nie wierzę, że możemy nie awansować.
Z tyłu głowy mam myśl, że jatka w Glasgow musiała kosztować nas sporo sił, że mogą być problemy ze zmęczeniem, z kontuzjami. Ale z drugiej strony mam wrażenie, że znów wystarczy rzucić ze dwie-trzy piłki nawet nie tyle do „Lewego”, co w jego okolice, a on co najmniej sztukę ustrzeli. O tego faceta w żadnej wojnie się nie boję.
Kolejna czeka nas na pewno. Bo choć według mnie Szkoci są od Irlandczyków twardsi, to tym drugim też nie można zarzucić, że nie potrafią grać po męsku. Do tego są bardziej zgraną drużyną, prezentują trochę bardziej techniczną, finezyjną piłkę. No i walczą do końca, co pokazali, strzelając gole na remis w doliczonym czasie gry z nami w Dublinie i wcześniej z Niemcami w Gelsenkirchen.
Ale powiedziałem, że nie boję się o Lewandowskiego w żadnej wojnie i tak naprawdę to samo mogę powiedzieć o całym naszym zespole. Kadra imponuje mi tym, że jak trzeba się z rywalem złapać za bary, to się łapie. Przewrócił mnie? Trudno, nie będę płakał, też go przewrócę – myślę, że większości kibiców właśnie taką postawą zawodnicy zaimponowali. Na pewno nie tylko wygrana z Niemcami to sprawiła. Widać, że u Adama Nawałki piłkarze inaczej niż do niedawna funkcjonują na boisku. Mogą przegrać, ale nic nie oddadzą za darmo, walczą o każdy metr ziemi, są po prostu facetami z jajami.
Przed nimi ostatnia misja tych eliminacji. W proch i pył rozbijać Iroli nie muszą. Niech zagrają spokojnie, wykorzystają okazję na 1:0 i jak najdłużej utrzymują się w posiadaniu piłki. To plan jak najbardziej do zrealizowania, wygrywaliśmy już nie z takimi drużynami.
Maciej Szczęsny