Najlepsza reklama futbolu
Ligę Mistrzów wygrała drużyna, która gra super finezyjny futbol. Jednocześnie cieszę się, że nie byliśmy świadkami jednostronnego, kunktatorskiego widowiska, tylko znakomitej reklamy futbolu. Wygrali lepsi, wygrali zasłużenie, może o jedną bramkę za dużo, ale zdobytą w momencie, kiedy im się należało. Uważam, że Pan Bóg podzielił wszystko sprawiedliwie.
Już pierwsza bramka Barcelony pokazała jak wielkie widowisko szykuje się przed nami w następnych minutach. Tej akcji z pewnością nie pokazałbym w szatni trampkarzom, bo jeszcze wpadliby w kompleksy, mając świadomość, że nigdy nie wskoczą na taki poziom wirtuozerii. Chociaż Barca szybko objęła prowadzenie ani na chwilę nie zachwiała się we mnie myśl, że może się jeszcze wiele zdarzyć. Dopiero jak pierwsza połowa zakończyła się wynikiem korzystnym dla Barcy, pomyślałem, że turyńczykom będzie niezwykle trudno odrobić straty w drugiej połowie. Barcelona miała pogadać z trenerem i zebrać w przerwie drugi oddech, by po wyjściu na murawę spełnić rolę kata. Tymczasem stało się coś zupełnie odmiennego od oczekiwań. Dramaturgia całego finału była bardzo fajna. Czysta, żywa reklama piłki. Ten mecz pokazał, że można wiele rzeczy napisać, bo papier jest cierpliwy, ale klucz do sukcesu leży tylko i wyłącznie w czystej pracy. Juventus miał w sobie wiarę i stanął na wysokości zadania. Owszem, to Barcelona była drużyną lepszą, w efekcie końcowym wygrała Ligę Mistrzów, lecz Juventus zrobił wszystko, żeby zaskoczyć, czym zaskarbił sobie sympatię kibiców.
Gdybym miał wyróżnić któregoś piłkarza z tego meczu, nie wyróżniłbym nikogo. Nie było pierwszoplanowej postaci, każdy w jednej i drugiej drużynie wzorowo odegrał swoje role. Fajnie, że wygrała drużyna, która ma swój styl, a może nawet dwa style czy półtora. Nie było jednak na boisku jednostki, która wyróżniłaby się jako wirtuoz. Nawet Messi, choć zagrał kapitalne zawody i miał przebłyski, nie zdominował sytuacji na boisku.
Jeśli rozłożyłbym na czynniki pierwsze wszystkie gole dla Barcelony, biłbym brawa dla Neymara za kapitalnie wykonaną robotę. Prawdziwy mistrz świata. Mógł kończyć akcje sam na pierwsze tempo, ale wolał oddać piłkę i to tak, że przemieszczał się dalej do przodu i w końcu sam strzelił trzecią bramkę. Z jednej strony Brazylijczyk jest wielką indywidualnością, z drugiej gra dla drużyny i potrafi przełożyć swoje umiejętności na sukces kolegów. Ci zaś robią mu sporo wolnego miejsca, rozstawiają się, aby mógł bez problemów rozgrywać dalej, a nie szukać na siłę strzału z dystansu. Cała drużyna wspiera indywidualność i wykorzystuje jej wielkość. To jest Barcelona.
W jednym z wcześniejszych wpisów, nieraz jechałem po Luisie Suarezie. W sobotę strzelił bramkę, ale z jednej strony był bardzo w cieniu. Doceniam jego kunszt. W Berlinie dużo przemieszczał się po boisku, ale wraz z nim poruszali sie również przeciwnicy, a więc stwarzał przeczenie dla drużyny. Mimo to wpisał się na listę strzelców, więc zasłużenie jest w świetle reflektorów. Mimo to nadal go krytykuję i krytykował będę. Ciężko bowiem wymazać sytuację z ostatniego Mundialu, zwłaszcza, że mamy do czynienia z recydywą. Nigdy więc nie powiem, że Suarez to wielka klasa. Kunszt to jedno, klasa co innego, Suarez ma kunszt, ale klasy brak.
Jedyny negatyw, jaki zaobserwowałem to postawa Arturo Vidala. Chilijczyk robił wszystko, żeby przetestować cierpliwość sędziego i wykorzystać wszelkie jej pokłady do samego cna. Generalnie oceniam postawę arbitra jak najbardziej pozytywnie. Miał pewność co do podjętych decyzji, a przecież prowadził bardzo trudny i nerwowy mecz. Nie dał się ponieść emocjom i presji, której niejednokrotnie był poddawany przez piłkarzy. Wszystko dokładnie przekalkulował i nie popełnił rażących błędów. Zasłużył na puchar Ligi Mistrzów.
Tegoroczny finał miał również znaczenie symboliczne przez zmierzch starych gwiazd jak Xavi czy Andrea Pirlo. Najłatwiej powiedzieć, że motorniczy idzie na emeryturę, a pociąg jedzie dalej. Jednakże dla społeczności zżytej i sympatyzującej z tymi klubami, coś się kończy i niewątpliwie mówimy o wielkim rozdziale. W przypadku Pirlo wszystko jedno czy wygrał puchar czy przegrał. Jeżeli to był jego ostatni mecz w Juve, trzeba będzie zbudować mu Pomnik Bohaterskiego Żołnierza. W życiu trzeba się liczyć, że ludzie odchodzą do innego miejsca pracy, zmieniają zawód albo idą do grobu, ale Juve bez Pirlo nie będzie takim samym klubem. Gdy jeszcze Buffon zdecyduje się odejść, o już w ogóle będzie można mówić o końcu pewnej epoki. Trzymajmy kciuki, żeby Juve nadal było Juve, bo w ostatnim czasie to jest wielka marka i nie mówię tutaj o odległych czasach Bońka, lecz chwilach współczesnych. Ten klub jest porównywalny z Realem i dodając do tego grona Barcelonę, ciężko wskazać równie wielki zespół w europejskiej czołówce, który od lat utrzymuje się na piedestale.
Zatrzymam się jeszcze przy Buffonie. W finale nie rozegrał wielkiego meczu, ale przecież Ter Stegen także zawinił przy golu. Gdyby jednak nie Buffon, Juventus przegrałby znacznie wyżej, a pamiętajmy, że w całych rozrywkach, 18 razy uratował zespół od straty gola. To jak ten facet wprowadza piłkę do gry czy steruje linią obrony na 16., a nawet 40.metrze, jest absolutnym wzorem. Nie spotkałem jeszcze bramkarza, który miałby tak wielki posłuch wśród kolegów. Jest słuchany przez wszystkich i to nie ze strachu, tylko z szacunku. Jest jednym z niewielu golkiperów, co wyznacza standardy na swojej pozycji.
Maciej Szczęsny