Liverpool przerwał genialną serię City
Ależ to było meczycho! Liverpool udowodnił, że znów jest wielki i dokonał tego w najlepszy możliwy sposób: idąc na wymianę ciosów z piekielnie mocnym Manchesterem City. Liderzy Premier League przyjechali na Anfield by przedłużyć swoją niewiarygodną serię. Zamiast tego, zaliczyli pierwszą porażkę od 284 dni!
Manchester City pod wodzą Pepa Guardioli to prawdziwy walec. Dość powiedzieć, że ich bilans w tym sezonie Premier League wynosił do dzisiejszego popołudnia: 22 mecze, 20 zwycięstw, 2 remisy, 64 goli zdobytych, 13 straconych. Nieźle. Aha, i 15 punktów przewagi nad wiceliderem. Jak najbardziej realne wydawało się myślenie o powtórzeniu wyniku Arsenalu sprzed lat i zakończeniu sezonu bez ligowej porażki. Cóż, teraz te plany trzeba odłożyć na przyszły sezon. W starciu starych znajomych z Bundesligi tym razem górą był Juergen Klopp.
Po 284 dniach i 30 meczach, wreszcie przyszła pora na Manchester City. Na Anfield nie układało się im od początku. Szybko stracili gola, ale przed przerwą zdołali wyrównać. Potem już tak dobrze nie było. Aż wreszcie przyszło 9 minut, które wstrząsnęło niebieską stroną Manchesteru. Między 59., a 68. minutą, The Reds wpakowali trzy bramki i było praktycznie pozamiatane.
Ambicji podopiecznym Guardioli odmówić nie można. Mało która drużyna po trzech strzałach w 9 minut zdoła się pozbierać i wrócić do gry. City zdołali. W 84. trafił Silva, w 90. Guendogan. Na zdobycie wyrównującej bramki zabrakło czasu.
Warto zauważyć, że dla Liverpoolu to był pierwszy mecz, od kiedy Coutinho odszedł do Barcelony. Wygląda na to, że bez niego także radzą sobie doskonale.