Szczęsny: Wojciechowski prezesem PZPN-u? Pan ma kaprys
Zbigniewa Bońka znam, Józefa Wojciechowskiego też w życiu widziałem, ale nie miałem szansy zamienić z nim chociaż trzech zdań. Kiedyś widziałem się z nim na Polonii, gdy był jej właścicielem. Zauważył mnie na trybunach, podszedł do mnie i mówi: „a witam pana”. Oczywiście wiedziałem, kim on jest, odpowiedziałem: „dzień dobry, bardzo mi miło, Maciej Szczęsny”. A on: „no ta, jasne, pana znam przecież”. Różnych właścicieli i prezesów miały i mają drużyny w ekstraklasy. Jeden się zawsze przedstawia „dzień dobry, nazywam się profesor Janusz Filipiak”, a inny: „no ta, pana znam!”.
Start Wojciechowskiego w wyborach na szefa Polskiego Związku Piłki Nożnej znaczy chyba tyle, że pan ma kaprys. Może na ileś lat przedłużył żywot Polonii, w jakimś aspekcie niewątpliwie był jej dobroczyńcą. Jednak wiele jego działań oceniam jako efekt kaprysów bogatego człowieka. Być może gdyby nie był aż tak bogaty bardziej by się liczył z pieniędzmi, zwolniłby mniej trenerów, bardziej by ważył decyzje, nie podejmowałby ich pod wpływem emocji, chwili, podpowiedzi.
Mówiąc krótko: w sporcie nie wszystko jest tak łatwe do wyliczenia i skalkulowania jak w biznesie. Jeżeli nie umiał zrozumieć, że sport jest sumą tak wielu zmiennych i nieprzewidywalnych czynników, że pieniądz nie zawsze przelicza się na punkty, to źle o nim świadczy.
Jakkolwiek Zbyszek Boniek w kończącej się kadencji nie wziął się za wszystko, za co chciałbym, żeby się wziął, to jednak nie sposób odmówić mu tego, że jest człowiekiem piłki. Zna ją od podszewki, z każdego szczebla – i trampkarza, i juniora, i seniora, i oldboja, i wielkiego mistrza, i wielkiego przegranego, i tego, którego dyskwalifikowano, i tego, którego noszono na rękach. Jest dojrzałym człowiekiem, który pewnie ma stabilność finansową, ale jeszcze chce coś znaczyć przez efekt swojej działalności, a nie tylko przez to, że jest. Gdybym był delegatem oddawałbym głos na Bońka. Zdecydowanie. Uważam, że wiele dobrego zrobił.
Inna rzecz, że dobrze czy źle to się wypada na jakimś tle. Akurat Boniek ma takie tło wśród byłych prezesów, że nie może nie wypaść dobrze. Za czasów jednego, który był międzynarodowym arbitrem, mieliśmy mieć w stadzie sędziów jedną czarną owcę, która nie sprzeda złego DNA reszcie, a okazało się, że stado jest pełne czarnych owiec, a białe znajdą się ze dwie-trzy. Trudno było tego nie dostrzec, zawsze powtarzałem, że jeżeli Michał Listkiewicz tego rzeczywiście nie dostrzegał, to źle świadczy to o jego spostrzegawczości i znajomości środowiska, a jeżeli dostrzegał, ale udawał, że nie dostrzega, to źle świadczy to o nim w całości. Trzeciego wyjścia nie ma. Albo był niedowidzący, albo doskonale widział i wiedział, tylko wolał to maskować. Później mieliśmy Grzegorza Latę. Tu już w ogóle nie ma o czym mówić. Gdyby szukać naturalnej ciągłości, to po Listkiewiczu i Lacie powinien być Greń.
A poza tym uważam, że pan Sławomir Peszko to wyjątkowo inteligentny mężczyzna.
Maciej Szczęsny