Cristiano znów jest Krystyną
Od pewnego czasu z rozbawieniem (ale nie kpiną!) spoglądam na Cristiano Ronaldo. To co się ostatnio dzieje pozwala pomyśleć, że Krystyna wraca do starych – złych nawyków.
Przez ostatnie dwa lata patrzyłem na Ronaldo zupełnie inaczej. Widziałem postać skrajnie inną, od tej którą wcześniej wykpiwałem i wyśmiewałem, podobnie jak cały świat. Widziałem mężczyznę świadomego swoich zadań, obowiązków, powinności , który realizował się tylko i wyłącznie przez pryzmat wyniku drużyny. Chciał zerwać z dawnym wizerunkiem, pokazać inną mentalność i nową rolę na boisku. Robił co mógł, żeby przestać być postrzeganym jako chłopiec w krótkich majteczkach, który użala się nad sobą, gdy coś się nie udaje, albo symuluje faule. Konsekwentne dążenie sprawiło, że zobaczono w nim mężczyznę i wielkiego artystę, oczywiście w pozytywnym znaczeniu.
Nagle, w ostatnim czasie ukazuje się gość, który chce być „primus inter pares (pierwszy wśród równych)”. To dziwne, bo przecież wie z kim i przeciw komu ma grać. Nie wiadomo skąd, Cristiano zaczęło z powrotem zależeć na śrubowanie własnych rekordów w La Liga i Lidze Mistrzów. Nie chce pracować tyle dla drużyny, woli demonstrować indywidualny geniusz, co trochę mnie dziwi i bawi. Przecież to dorosły facet, a z Cristiano znów stał się Krystyną.
Ronaldo ma obsesję na punkcie wyścigu z Messim. Splendor indywidualny zaczął stawiać na pierwszym miejscu w skali priorytetów. Podczas spotkań wpadał w furię, gdy ktoś mu nie podawał, albo sam nie wykorzystał sytuacji. Był rozczarowany i wściekły. Chciałbym widzieć jego minę po słabym spotkaniu, gdy Messi ładuje nagle po kilka bramek.
Jest subtelna różnica między Cristiano i Messim. Argentyńczyk pracuje przede wszystkim dla drużyny, bierze za nią odpowiedzialność zarówno pod względem jakości gry jak i drużyny. Portugalczyk jest nadal zapatrzony w siebie. Najpierw jest on, potem całą reszta.
Maciej Szczęsny