Cienka granica między piekłem a niebem

cienka-granica-miedzy-pieklem-a-niebem-sportowyring-com

FC Barcelona vs Bayern Munich

W obu meczach półfinałowych Ligi Mistrzów dało się odczuć granicę między piekłem a niebem. Przekonaliśmy, jak bardzo potrafi być cienka, jeśli do boju stają doświadczone drużyny z naprawdę dobrymi piłkarzami, którzy nie tylko świadomie panują nad piłką, ale i wiedzą, kiedy przyśpieszyć, zagrać do tyłu czy zaryzykować 50-metrowe podanie do przodu.

Daleki jestem od stwierdzeń, że Real przegrał własną niedyspozycją.   W takiej sytuacji moglibyśmy wyciągnąć konkluzję: „Juve wygrało, bo Królewscy byli słabi.”, a to z kolei duża niesprawiedliwość. O Juventusie nie powinniśmy przecież mówić w kategoriach objawienia Ligi Mistrzów.  Korzystny wynik z Realem nie jest dziełem przypadku, lecz demonstruje jak solidną i rzetelną drużynę zbudowano w Stolicy Piemontu. Pełna koncentracja przez całe 90 minut i świadomość niedostatków są drogami prowadzącymi na szczyt.  Mecz z Realem dał ku temu znakomity dowód. Gospodarze wiedzieli jak przeczytać grę rywala i wykorzystać każdy, najdrobniejszy błąd. Mieli przy tym furę szczęścia, ale proszę mi wskazać kogoś, kto może się tego wyrzec. Fart zawsze jest, był i będzie nieodzownym elementem sukcesu. Nie masz szczęścia – nie będziesz najlepszy.

W Realu, zachowania niektórych zawodników mogły świadczyć o zaskoczeniu wynikającym z twardego oporu, jaki postawił Juventus. Przygotowanie fizyczne rywala musiało ich oszołomić. Podczas wielu akcji nie mieli szczęścia, ale zamiast z uporem dążyć do kolejnych, wyglądali na zrezygnowanych i śpiących.  Przyczyn swojej niemocy doszukiwali się wszędzie, tylko  nie w sobie. Doceniali fakt, iż grają z bardziej cwanym oponentem. Nie wiem tylko, jak mogli zapomnieć, że w konfrontacji z tak doświadczonymi zawodnikami należy spiąć się od pierwszego do ostatniego gwizdka.

Gdzieś tam po drodze, Real nie docenił Juventusu. Zobaczymy, czy wyciągnie wnioski w rewanżu, bo wciąż ma szansę na awans, a porażka 1:2 nie jest w żadne sposób dyskwalifikująca. Pokuszę się nawet o odważne stwierdzenie – to Real ma większe szanse na finał, procentowo widzę to w skali  75 do 35.

Juventus vs Real Madrid

Ze środowego meczu, w pamięci utkwiła mi niewykorzystana sytuacja Lewandowskiego po akcji z Muellerem. Jakby piłka wpadła wówczas do bramki, nie wiem czy wynik nie byłby odwrotny, z korzyścią dla monachijczyków.  Zabrakło precyzji, szczęścia, odległości, pola widzenia.  Z drugiej strony, mimo złego efektu, ten właśnie atak udowodnił geniusz Lewego. To napastnik bez limitów. Talent poparty ciężką pracą i wnikliwe spostrzeżeniami na temat kolejnych rywali nieustannie podnoszą jego poziom. Widać, że dba o siebie zarówno jako piłkarz jak i człowiek. Dzięki temu nieustannie pnie do przodu.

W ekipie Pepa Guardioli kilku zawodników ewidentnie nie pasowało do koncepcji.  Przede wszystkim Kevin Boateng. Tylko proszę mnie źle nie zrozumieć – nie biorę go na tapetę, bo przy bramce Messiego wpadł do dziury i dokopał się do pokładów ropy naftowej pod Camp Nou. Jakby to było jedyne uchybienie, nie miałbym pretensji. Sęk w tym, że w przeciągu całego okresu gry popełnił 8-10 kardynalnych błędów i zdecydowanie przeszedł obok meczu.

Barcelona zagrała z Bayernem swoje. Bez ustanku skutecznie wywierała presję, w drugiej połowie pozwoliła rywalowi przysnąć, a następnie wbiła nóż w plecy.  Prywatnie cieszę się, że Messi i Neymar strzelili wszystkie bramki, a Gryzli (Luis Suarez – przyp. red.) ani jednej.  Urugwajczyk błysnął w kilku ładnych akcjach, wykazywał się dużą aktywnością,  jednak swoją postawą przeważnie irytował. Nie szukał możliwości oddania piłki i zdobycia bramki. Wolał płakać nad sobą, szukać kontaktu z obrońcami, a gdy ten kontakt znalazł, upadał jakby dostał kulą od snajpera z dachu.  W porównaniu z kolegami z tercetu, objawia niepokojąco złe skłonności. Albo wyjdzie, a jak, a jak  coś się spaprze to zrobi komuś krzywdę (wiem, naginam rzeczywistość).  Chcę po prostu przekazać, że Suarez w trudniejszej sytuacji boi się podać, stroni od ryzyka oddania strzału i gdy tylko widzi w pobliżu nadciągającego defensora, próbuje wymusić faul w polu karnym.

Neymar i Messi są z zupełnie innej planety. Jeden pracuje za drugiego i odwrotnie.  Obaj są geniuszami – walczą do końca, szukają wariantów, nie przerywają akcji trywialnymi zachowaniami,  a w polu karnym leżą dopiero po ostrych wejściach.  Przykładów nie trzeba szukać, ale nad jednym warto się zatrzymać.  Drugi gol Messiego. Wryć w ziemię Boatenga, uderzyć lobem prawą nogą i pokonać tym takiego bramkarza jak Neuer. To wielka rzecz.

Barcelona będzie czujna w rewanżu i nie dopuści do katastrofy. Nie po to miała z Bayernem tyle przykrych doświadczeń,  żeby do Monachium polecieć pewnym swego. Nie spodziewam się drastycznej zmiany ról. Gdyby jednak Bayern doprowadził chociaż do dogrywki, byłbym o wiele bardziej zdumiony niż po finale Milanu z Liverpoolem. Pep Guardiola pewnie postara się zmotywować drużynę, ale Barca jest za bardzo obyta w bojach, aby nabrać się na to samo co mediolańczycy kilka lat temu.

 

Maciej Szczęsny